Czuję, że im większy dystans mam do samej siebie, tym więcej mogę go wykazać wobec ludzi wokół oraz sytuacji, które wydarzają się na zewnątrz. Czy umiem śmiać się z siebie? Zdecydowanie tak. Potrafię śmiać się dosłownie ze wszystkiego, gdy się potknę, gdy znów coś rozwalę lub odwalę ;) Nie dziwi mnie już nawet to, jak niezwykle często zdarza mi się zrobić coś "nie myśląc". Dodatkowo mam szybki umysł i to jak niejednokrotnie
automatycznie przeinaczam w głowie czytane słowa, na kompletnie niestworzone i absurdalne wręcz, bawi mnie ponad połowę mojego życia.
Lekkość. Radość. Taka zwyczajna z serca. Z totalnej prostoty. Zawsze mi towarzyszyła. Nigdy nie było dla mnie wyzwaniem, poczucie jej i ujawnienie na zewnątrz. To jedne z moich słonecznych lwich jakości, za które jestem bardzo wdzięczna. Bawi mnie niemal, że wszystko. Nie raz czułam się jak odmieniec ciesząc się dosłownie z każdej głupoty. Nie raz czułam się kompletnie nierozumiana z moich powodów do radości. Mój optymizm i dystans do świata jest tym, co wyzwana ze mnie moją radość.
A jednak mieszka we mnie także taka jakość, która nie bardzo chce pozwolić sobie na jakikolwiek dystans czy podśmiechujki z samej siebie. Wiadomo, nic nie jest zero jedynkowe ;) Wszystko zależne jest od naszej zmienności. Momentami przejmuję się sprawami, które w innym czasie były by dla mnie niemalże błahe. Czasami analizuję sytuacje, które wydarzyły się kilka dni wstecz, mimo iż wtedy nie miały dla mnie najmniejszego znaczenia. Jakości w nas miksują się różnorodnie, tworząc momentami skrajne kombinacje. Warto mieć właśnie i do tego dystans, do całej tej zmienności, przemijalności i różnych naszych wewnętrznych jakości. Nie spinaj się więc tym, że czasami się spinasz ;)
Wracając jednak do radości. Warto ją celebrować. Zauważać. Czuć ją w sobie. Ona tam zawsze jest. Pamiętam, jak w jednym z najtrudniejszych czasów mojego życia nadal czułam ją w sobie. Pamiętam to bardzo dokładnie. Wiedziałam, że nic nie jest stracone. Skoro potrafię się jeszcze śmiać i to tym bardziej z jakiejś pierdoły (a te bawią mnie najlepiej ;)) to znaczy, że wszystko we mnie żyje, tętni i pulsuje.
Moje podświadome czucie danej sytuacji jest schematyczne. Przecież to ja oceniam sytuację i nadaję jej znaczenie, zgodnie z moimi wewnętrznymi przekonaniami. Część mnie, odpowiedzialna za te wzorce, tworzy sytuację, której dokładnie się spodziewała. W związku z tym emocje, jakie się we mnie pojawiają również są schematyczne. To nie ja cierpię. Nie jestem pojawiającymi się we mnie emocjami, przekonaniami i lękami. Radość, entuzjazm i chęć do życia wciąż we mnie jest. To było jedno z totalnie transformujących mnie odkryć.
Radość zawsze jest. Ona jest naturalnym stanem naszego istnienia. Wszystkie niekomfortowe jakości nie są z nami tożsame. Naturalnie w sercu czuje się spokój, radość, miłość, lekkość i chęć do życia. Cała reszta jest iluzją. Projekcją. Naszą naturą jest miłość. Oczywiście, że doświadczamy niewygodnych emocji i stanów, wielokrotnie o tym pisałam i za każdym razem, gdy się pojawiają uważam, że najlepiej pozwolić im przepłynąć. Esencją nas jest radość, miłość, światłość, jedność, empatia.
Tym, co najlepsze w chwili własnej regresji to czysta obserwacja i obecność. Dociekanie oraz próba zrozumienia jest działaniem, wysiłkiem. Pewne rzeczy potrzebują uwolnić się bezwysiłkowo. Chcą być jedynie zauważone, zaakceptowane, potrzebują przestrzeni i bliskości serca, które zawsze wie kim jest. A potem ponownie pojawi się radość :)
Dziękuję, że czytasz
Lov lov
Inu
fot. Archiwum własne
Film o radości:
Wszelkie prawa zastrzeżone. Zabronione jest kopiowanie, tłumaczenie czy modyfikacja jakiejkolwiek części strony, w jakiejkolwiek formie i jakimikolwiek środkami, bez zezwolenia na piśmie autora. Udostępnianie treści możliwe tylko poprzez link, który przekieruje odbiorcę na adres strony autora.
Copyright © Esencja Mnie 2019 - 2024 | Polityka Prywatności